niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział VI

Michelle:

U2 - Magnificent

Do szkoły chodziłam już regularnie. Coraz trudniej było mi ukryć fakt, że jestem w ciąży, jednak coraz łatwiej przychodziło mi uważanie na tych durni podczas przerwy. Materiał nadrabiałam z łatwością, a to wszystko dzięki pani pedagog. Jeżeli już o niej mowa: pani Dearborn okazała się bardzo przyjazną osobą. Mimo różnicy wieku, a także faktu że była ona jednym z przedstawicieli rady pedagogicznej traktowała mnie na równi z sobą. Na naszych spotkaniach prócz tematów typowo szkolnych poruszałyśmy także takie, które nie miały z nią nic wspólnego. Zawarłyśmy nawet pewien układ, w którym Ona ratowała mnie przed wf-em, w zamian czego ja pomagałam jej w papierzyskach których jako pedagog mało nie miała.
Tamtego sobotniego popołudnia wraz z Duffem i naszym nienarodzonym jeszcze dzieckiem wybraliśmy się na spacer. Ciepłe promienie anielskiego słońca przegnały chmury, które jeszcze kilka godzin temu przysłaniały niebo. Szliśmy wolnym krokiem, rozkoszując się sobą nawzajem. Byłam w szoku, że McKagan tak szybko odrzucił stare obyczaje i przestawił się na dość rodzinny tryb życia. Czasami był bardzo nadopiekuńczy, to fakt,ale poza tym facet, o którym wiele innych kobiet mogłoby tylko pomarzyć. Od wpadki z radiowozem starał się stłumić swój wewnętrzny głos, który kiedyś niejednokrotnie kazał mu się od tak po prostu iść i się najebać w imię troski o mnie i maluszka. Jak już mówiłam, wiele kobiet tylko marzyła o podobnym ideale, sęk jednak w tym, że ja nie byłam jak tamte. Mieszkałam z takimi, a nie innymi ludźmi dlatego, że sama byłam zwariowana i dość lekko traktowałam życie. Taka moja natura sprawiła, że zaczęło mi brakować tej buntowniczej i szalonej strony charakteru Duffa. Nie chciałam mu o tym mówić, bo w końcu zmienił się dla mnie, co oczywiście mi imponowało. Właśnie wtedy potrzebowałam obu tych rzeczy: troski i odrobiny wariactwa. Miałam 18 lat, jednym z moich priorytetów była zabawa.
Pamiętam, że szłam wtedy tuż obok McKagana, a on trzymał moją dłoń. Wspólnie, wolnym krokiem zmierzaliśmy z powrotem do Hella. Wieczór przyszedł bardzo szybko, a dzień, który z założenia miał być długi i posłużyć zrobieniu czegoś bardziej przydatnego tak po prostu przepłynął. Jako, że mój brzuch cały czas stawał się większy, zastanawiałam się jak przekazać ową szczęśliwa wiadomość naszym współlokatorom. Jednak podobnie jak w innych momentach rozmyślania na ten temat stanęło na tym, że to jeszcze nie ten czas. Zbliżaliśmy się do domu. Kiedy do naszej meliny został jeszcze spory kawałek drogi, usłyszeliśmy muzykę, a z każdym zakrętem stawała się ona głośniejsza. W końcu, po krótkim marszu, spędzonym w kompletnej ciszy, dotarliśmy pod drzwi Hella. Masa ludzi kręciło się na zewnątrz. W oku McKagana dostrzegłam charakterystyczny błysk. Przywitał się z kilkoma obcymi mi ludźmi i wspólnie weszliśmy do środka, przepychając się przez tłum. Wnętrze domu przepełnione było kłębami dymu papierosowego, a w powietrzu niósł się zapach alkoholu i spoconych ciał. Kilka butelek leżało na podłodze. Jedne w całości, a inne w kawałkach, oprócz tego, w pomieszczeniach, walały się także puste już woreczki po różnej maści narkotykach. Dużo ludzi po prostu tańczyło, inni skupiali się na piciu lub ćpaniu, a ci trzeci wyrwaniem dobrej dupy, czy gościa do łóżka Tak, kiedy nas nie było, oni zrobili imprezę. Tęskniłam za tym, ale równocześnie bałam się o maluszka.
-Chodźcie do nas!-rozległ się krzyk Hudsona z kanapy. McKagan zmierzył mnie wzrokiem i w końcu zapytał.
-Chcesz tu zostać? Zawsze możemy iść po prostu na górę.
Mimo wszystko w oczach Duffa widziałam wahanie o moją odpowiedź, chciał dla mnie jak najlepiej, ale był spragniony przeżyć związanych z typową, gunsową imprezą, przepełniona alkoholem, narkotykami i panienkami, na które odkąd byliśmy razem,jedynie od czasu do czasu zerkał.
-Tak Duffy, chcę tu zostać, też za tym tęskniłam- powiedziałam, choć może raczej wykrzyczałam, biorąc pod uwagę głośną muzykę i posłałam mu szeroki uśmiech. Podeszliśmy do naszej sofy, gdzie siedział Slash z Emily na swoich kolanach, Izzy i obok niego Alice, dalej Steven z pewną półnagą laską, która nie potrafiła odkleić się od ust blondyna, a Rudego nie było. Podejrzewałam, że szanowny Mr. Rose pieprzył wtedy jakąś przypadkową pannę. Duffy usiadł między Hudsonem i Stradlinem, a ja usiadłam mu na kolanach. Emily postawiła przed nami dwa piwa, które wyjęła zza kanapy, aczkolwiek obiema butelkami zajął się McKagan. Bawiłam się świetnie, mimo że byłam zmuszona na abstynencję pod każdą postacią. Dużo śmiechu zniwelowało jednak owe uczucie zakłopotania. Po pewnym czasie Steven ze wspomnianą pięknością zniknęli, potem w Izzym i Hudsonie odezwał się narkotykowy głód, toteż i oni chwilowo się ulotnili. Emily i Alice plotkowały między sobą, czasami komentując wygląd któregoś z gości. Ja i McKagan zajęliśmy się sobą nawzajem. Właśnie wtedy obudził się w nim ten dryg buntownika, szalonego rockmana. Duff opróżniał wtedy którąś z kolei już buteleczkę alkoholu, a lewą ręką obejmował mnie tak mocno, jak tylko mógł. Jednak po dłuższej chwili miałam już serdecznie dość siedzenia w tym samym miejscu, więc ja i Duff zajęliśmy parkiet.
-McKagan, opróżnię tę flaszkę szybciej niż ty-padło wyzwanie, a mój chłopak poszedł stawić mu czoła. Kibicowaliśmy mu z całych sił i niestety dla rzucającego wyzwanie, okazało się, że Duff miał mocniejszą głowę. Ja wróciłam na kanapę, a mój chłopak zniknął w tłumie z jednym ze swoich 'znajomych od butelki' . Czas leciał szybko, tańczyłam z Axlem, dostałam ofertę przyćpania z Adlerem, której naturalnie odmówiłam i bawiłam się z Alice. Na stoliku przed nami pojawiły się kieliszki i butelka ruskiej, ja po raz kolejny powiedziałam ''Nie'' alkoholowi. Osoby przy stoliku, które znały mnie już z niejednej imprezy wiedziały, że to nie w moim stylu, toteż spotkałam się z wieloma dziwnymi spojrzeniami. Jedne były zdezorientowane, drugie jak gdyby obarczały mnie winą,a jeszcze inne wyrażały przez nie własne oburzenie. Starałam się nie zwracać na nich uwagi i po prostu imprezować dalej.
-Możemy pogadać?-zapytała po chwili, gasząc papierosa Emily i chwyciła mnie za rękę. Poszłyśmy do łazienki, wywaliłyśmy stamtąd przysypiającego już gościa i wtedy mogłyśmy swobodnie rozmawiać.
-Co się z Tobą dzieje?-zapytała prosto z mostu.
-Nic- odpowiedziałam, wzruszając ramionami.
-Nie kłam-skarciła mnie wzrokiem.
-Przecież mówię prawdę-upierałam się wciąż przy swoim.
-Co jest z Tobą nie tak? Jestem Twoją przyjaciółką, mi możesz powiedzieć-starała się dokończyć swoją rozległą, bo na taką się właśnie zanosiło, wypowiedź.
-Ale-podjęłam próbę przerwania Emily, niestety nieudaną.
-Z dnia na dzień stałaś się kompletną abstynentką, własne piwo oddałaś McKaganowi, odmówiłaś milionom propozycji zapalenia, nawet odprawiłaś Adlera z kwitkiem, kiedy ten chciał z Tobą zaćpać. W dodatku, bez urazy,ale ostatnio nieco przytyłaś. McKagan prawie nie odstępuje od Ciebie na krok I nie masz czasu na spacer z własną przyjaciółką. Jesteś chora?-zapytała, wybijając we mnie to charakterystyczne dla niej, świdrujące spojrzenie.
-Nie jestem chora, uspokój się, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Obiecuję , że jeśli coś będzie nie tak, to powiem Ci o tym natychmiast-spojrzałam w jej oczy i starałam się mówić najbardziej przekonywującym tonem, na jaki tylko było mnie stać. Emily spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, a ja opuściłam łazienkę, nie mówiąc już nic. Chciałam dostać się na zewnątrz, przeciskałam się w tłumie tańczących, czy po prostu rozmawiających ludzi. Po drodze zauważyłam zebranych Gunsów w kuchni, którzy razem, wszyscy wspólnie pili i śmiali się przy jednym stole. Całą piątką bajerowali wianuszek małolat zebranych wokół nich i wpatrzonych w zespół jak w obrazek. Zaśmiałam się samą do siebie, a chwilę później opuściłam Hellhouse, na zewnątrz nareszcie mogłam odetchnąć spokojnie i całkowicie świeżym powietrzem. Chwila samotności, bez tłumu, aczkolwiek przy nadal głośnej muzyce. Usiadłam na spokojnie pod ścianą budynku od frontu, patrzyłam w niebo, które tej nocy było bez najmniejszej skazy w postaci chmur. To prawda, miałam tylko nabrać odrobiny powietrza i wrócić do środka, ale ten przyjemny chłodny wiaterek i piękny widok zatrzymały mnie na jeszcze chwilę. Czekałam tak więc do momentu, w którym zachce mi się wrócić do zabawy, kiedy to na zewnątrz wybiegła Emily.
-Ja się tak nie dam!-krzyczała na samym wstępie-Przecież widzę...-starała się mówić łagodnym tonem, ale denerwowała się nie wiedząc, co się wtedy działo.
-Posłuchaj... -już chciałam jej wszystko powiedzieć, ale z okna tuż za moimi plecami wyleciała butelka, która rozbiła się o drzewo. Ze środka dało się słyszeć głośne krzyki ludzi 'Bójka!'. Krótkie spojrzenie na siebie nawzajem i obie szybko wbiegłyśmy do środka. Ludzie stali pod ścianami, chcieli oglądać jedno wielkie widowisko. Przepchnęłyśmy się przez tłum, który tarasował wejście, a na samym środku pokoju stał pewien dwudziestokilkuletni chłopak i wkurzony przyglądał się przeciwnikowi. Nikt jednak nie był nigdy tak zdenerwowany jak drugi osobnik, którym był nie kto inny niż Rose. Izzy, Slash i Duff robili wszystko, by tylko nie doszło do większego spięcia. Trzymali Rudego mocno, a Duff starał się postąpić dyplomatycznie i zaczął z nim rozmowę.
-Kurwa, Rudy, uspokój się, co Ci da, że go pobijesz?-zaczął-Jeszcze pójdzie na policję. Chcesz mieć kłopoty?
-Gówno mnie to obchodzi!-krzyczał Rudy i zaczął się naprawdę mocno rzucać-Co śmieciu, boisz się teraz? I słusznie...-zaśmiał się psychopatycznie w stronę owego kolesia- Puśćcie mnie do cholery!
-Stary, wrzuć na luz-przekonywał Izzy.
-Wrzucę, jak mu już najebię-wyrwał się z uścisku i biegł już w stronę mężczyzny, jednak na jego drodze stał McKagan- Wypierdalaj stąd, jeśli jeszcze chcesz żyć!-kolejny krzyk Rudego i jego spojrzenie, w którym zgubiło się człowieczeństwo, wściekłość obudziła w nim potwora, a my nie do końca wiedzieliśmy, jak mamy mu pomóc nad nim zapanować.
-Serio, chłopie, wypierdalaj, nie wiem, jak długo jeszcze go utrzymamy-mówił Duff.
-To go puśćcie... Nie zrezygnuję ze świetnej imprezy tylko dla tego, że jakiś nadpobudliwy idiota, który nie jest jedynym właścicielem lokalu, wymyślił sobie, że mnie nastraszy.
McKagan spojrzał na Saula i Izzyego, którzy wzruszyli ramionami i przytaknęli głowami.
-Sam tego chciałeś-rzucił jakby od niechcenia Izzy i wyciągnął z kieszeni papierosy. Axl rzucił się z pięściami do mężczyzny i przycisnął go do ściany. Jedną ręką trzymał jego gardło, a drugą uderzył w brzuch. Chłopak zgiął się w pół, a Rose korzystając z okazji kopnął go w kolano, co sprawiło, że koleś stracił równowagę i runął na ziemię. Gunsi stali bezczynnie, jedynie oglądając owe wydarzenie, podczas gdy ja byłam w kompletnym szoku. Podeszłam do chłopaków.
-Pojebało Was, że go puściliście?-zaczęłam opieprzać całą trójkę.
-Skarbie, wszystko będzie dobrze, nie denerwuj się. Facet dostanie parę razy po mordzie i wyjdzie, a Axl się opanuje i wszystko wróci do normy-odpowiedział ze stoickim spokojem McKagan. Ponownie spojrzeliśmy w kierunku przeciwników. Tym razem to ten drugi siedział na Rosie okrakiem i okładał go po twarzy, jednak Axl był bardziej wprawiony w walkę. Facet miał rozciętą wargę i niewielki krwotok z nosa, a Rudy ranę na skroni, oprócz tego oboje po parę siniaków. W tym momencie wszystko powinno się było zakończyć. Widziałam, że chłopak ma dość, ale Rose tego kompletnie nie zauważał, wręcz przeciwnie, miał jeszcze większą ochotę dać mu popalić. Jego ręce spoczywały na gardle kolesia, który tracił jakikolwiek dostęp do powietrza. Twarz chłopaka zmieniała kolor od mocnego różu, przez czerwień, aż do lżejszego odcienia fioletu. Dopiero wtedy chłopaki zareagowali. Izzy, Saul i McKagan odciągnęli Rossa, a owy mężczyzna łapczywie nabierał powietrza. Odprowadzony na pewną odległość Axl robił wszystko, aby się opanować. W tym czasie przyduszony znajomy szybko się ulotnił. Większość ludzi po prostu wróciło do zabawy. Zaś ja, Emily, Alice, która wyłoniła się nagle z tłumu i Gunsi z wyłączeniem Adlera, okrążyliśmy Rosea. Pomagaliśmy mu w doprowadzeniu jego osoby do całkowitej harmonii. Nie było to proste i zajęło nam chwilę czasu, ale wyprowadzenie go do jednego z pustych pokoi i rozmowy zadziałały cuda.

Kiedy już Rose się uspokoił, przynajmniej po części, chciał zostać sam w pokoju i zwyczajnie odpocząć. Wszyscy opuściliśmy pomieszczenie i każdy miał wrócić do tańca, picia i tym podobnych. Ja wtedy zamierzałem poszukać mojej dziewczyny. Już miałem wyruszyć na poszukiwanie owej piękności, co przy takiej ilości osób wcale nie było takie proste, jednak nagle ku mnie nadeszła przygnębiona Michelle. Nie mówiąc nic, po prostu wtuliła się w mój tors, a ja objąłem ją silnym ramieniem.
-Duff, ja tak nie mogę, Emily cały czas mnie pyta, a ja nie potrafię jej dłużej okłamywać- mówiła zmartwiona.
- To jej powiedz. Skarbie, to Twoja przyjaciółka.
-Duff, pójdziesz ze mną? Będzie mi raźniej-moja Kruszynka potrzebowała wtedy wsparcia duchowego, a ja mimo że chciałem iść imprezować, to przecież było to moje dziecko i moja dziewczyna. Toteż oboje znaleźliśmy Emily i wyciągnęliśmy ją na zewnątrz. Dziwnym widokiem przed domem był śpiący pod ścianą Adler.
-To tu on zniknął -wskazałem palcem na blondyna. Emily stanęła na przeciw mnie i Chelle, skrzyżowała ręce na piersiach i wbiła w nas swój przeszywający na wylot wzrok.
-Nie usłyszy? -zapytała z wahaniem Michelle.
-Na pewno nie- utwierdziłem moją dziewczynę w tymże przekonaniu.
-Dobra- Michy wzięła głęboki oddech i zaczęła -Przytyłam dlatego, że jestem w ciąży.
-Czekaj, czyli Ty i McKagan będziecie mieć małego dzidziusia?- dopytywała, a myśmy przytaknęli.
-Ale poważnie?-dopytywała, jakby nie dowierzając własnym uszom.
-No tak-potwierdziłem.
-McKagan tatusiem? Nie powiem, ciekawa wizja-posłała nam ciepły uśmiech- To wiele wyjaśnia. I tylko tyle, to wszystko?-chciała się upewnić Emily.
-Tak, to wszystko-upewniła Michelle.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?-zapytała z lekkim wyrzutem przyjaciółka.
-Bałam się.
-Ktoś jeszcze o tym wie?-kolejne pytanie.
-Nie-skłamała Chelle-I nie mów im, chcę zrobić to sama, jak przyjdzie czas.
-Jasne-przytaknęła-Tak więc gratuluję i ja wracam do środka-widać było uśmiech na jej twarzy. Machając nam łapką na pożegnanie, zniknęła w drzwiach. Przez chwilę wydało mi się, że Adler się poruszył, aczkolwiek było to tylko złudzenie.
-Duff, ja chyba pójdę się już położę- westchnęła Michelle.
-Odprowadzę Cię-zasugerowałem, objąłem ją ramieniem i skierowaliśmy się do środka.
-Ale nie musisz, możesz iść się bawić, trafię do pokoju- zaprzeczyła.
-Odprowadzę Cię do pokoju i skoczę jeszcze do chłopaków. Dobrze?- upewniłem się, że Chelle nie ma nic przeciwko, a ona przytaknęła. Tak też było, w naszym pokoju na szczęście nikt obcy nie urządził sobie orgii, co się przecież mogło zdarzyć, toteż Michelle się przebrała i wyskoczyła do łóżka. Moim zdanie naprawdę głośna muzyka była w chwili próby zaśnięcia dość irytująca. No, przynajmniej dla mnie na trzeźwo byłaby. Michy się tym chyba jednak specjalnie nie przejęła, bo przewróciła się zwyczajnie na drugi bok i zamknęła oczka. Ja po chwili opuściłem pokój i ruszyłem na poszukiwanie buteleczki z magicznym, przeźroczystym płynem. Po krótkiej przechadzce, znalazłem. Sprawnym ruchem przechyliłem szkło i opróżniłem sporą część zawartości. Rozejrzałem się dookoła, kilku gości leżało już pod ścianami, cicho przy tym pochrapując, niektórzy z kolei planowali już powrót do domu, ale wtedy akurat leciała piosenka, której musieli wysłuchać do końca. Steven także zmienił lokum. Teraz stał w okolicy okna i starał się poderwać stojącą tam panienkę, w rezultacie zamiast rozłożenia przed sobą nóg kobiety, otrzymał siarczysty policzek. 'Cały Adler'-pomyślałem. Ja zająłem swoje ulubione miejsce na kanapie i zająłem się buteleczką. Nie minęła dłuższa chwila, a na moich kolanach sama z siebie rozsiadła się jedna z tych napalonych lasek. Ona włożyła mi ręce pod koszulkę i jeździła dłońmi po moim torsie, a ja bezczelnie wgapiałem się w jej duży, mocno wyeksponowany biust. Czułem, że jej dłonie zaczęły zjeżdżać zbyt nisko i nie żeby mi się to nie podobało, ale nie w wykonaniu tej kobiety.
-Skarbie -zacząłem-tam- wskazałem na Adlera- jest mój kumpel. Tego wieczoru on się lepiej Tobą zajmie.
Kobieta bez żadnego "ale" zeszła z moich kolan i ruszyła w stronę perkusisty. Adler skorzystał z sytuacji, nie minął moment, a owej pary już nie było. 'Widzisz McKagan, nie dość, że pozostałeś wierny, to jeszcze zrobiłeś dobry uczynek w stosunku do kumpla.' Szybko zjawili się też znajomi do picia i tak spędziłem tenże wieczór.

Izzy:

Depeche Mode- Personal Jesus

Podniosłem powieki i złapałem się za głowę. 'No tak'-pomyślałem. 'Jak poznać dobrą imprezę? Po porannym kacu'-uśmiechnąłem się sam do siebie. Usiadłem na materacu i spojrzałem w stronę okna. Słońce było już dość wysoko. Odwróciłem głowę za siebie, Alice nadal spała. Bo przecież po co było mi ją wczoraj odprowadzać, skoro jej rodziców i tak nie było w domu. Dopiero po chwili, gdy zorientowałem się, że w pokoju nie ma nic do picia, zdecydowałem się wstać. Przeciągnąłem się i cicho wyszedłem. W kuchni słyszałem już głosy, a przed samym wejściem do pomieszczenia mignęły mi w futrynie nastroszone, blond kudły. Po jednej stornie stołu siedział Adler, a po drugiej Rose. Przywitałem się gestem dłoni i wyjąłem zimną wodę z lodówki. Axl siedział i popijał kawę, a Popcorn opowiadał mu jaką to wczoraj wyrwał dupę i czego to z nią nie robił. Przewróciłem teatralnie oczyma. Oparty o blat szafki gasiłem swoje pragnienie, dopiero wtedy Stevenowi przypomniał się pewien news, którym musiał się koniecznie podzielić z Rudym.
-Stary, Michelle i Duff będą mieli bachora-wypowiedział szybko podekscytowany, a ja prawie zadławiłem się mineralną.
-Popcorn, co ty pierdolisz?-zakpił z niego Axl.
-No mówię Wam-przekonywał blondyn.
-Ey, stary, co Ty mu wczoraj sprzedałeś, czego on się naćpał?-skierował się do mnie Rose.
-Co ćpałem, to ćpałem -fuknął Adler- Ale spójrz na to, przecież to sensowne... Wczoraj nie wypiła ani jednego kieliszka, przestała palić i nie chciała ze mną ćpać.
-Coś w tym jest...-zamyślił się Rudy -Ale skąd Ty to niby wiesz?
-Wczoraj leżałem na zewnątrz pod ścianą...
-Stop-przerwałem Stevenowi-Coś Ty tam robił?
-No chciałem odpocząć, a w środku było duszno, to wyszedłem, usiadłem pod ścianą no i tak niechcący trochę przysnąłem. Ale to nieważne. Ważne, że jak się obudziłem, to Duff, Michelle i Emily wyszli przed dom i powiedzieli jej o wszystkim. 
-Faktycznie wiarygodne źródło, ubzdurałeś sobie coś pod ścianą i teraz pierdolisz od rzeczy-po raz kolejny Rose zakpił z perkusisty.
-Ey, może i byłem wtedy trochę najebany, ale wiem, co słyszałem. Nie rób ze mnie schizofrenika!-uniósł się Adler.
-Dobra, wyluzuj, może faktycznie coś w tym jest-pogłębił się w rozmyślaniach wokalista. Ja z kolei zastanowiłem się nad tym, co słyszałem podczas rozmowy Slasha i Michelle. Wszyscy byli jak najbardziej przekonani, że to dziecko McKagana, ale skoro Hudson i Petterson mieli romans, to może to jednak nie było takie oczywiste.
-Stradlin, a Ty, co o tym myślisz?-zadał pytanie Rose.
-To możliwe... Chelle ostatnio przytyła.
-Ale dlaczego nam nie powiedziała? Już ja z nią sobie pogadam, jak tu zejdzie-pokręcił lekko głową.
-Tylko nie przesadź, na ciężarną, nie wolno krzyczeć-trafnie zauważył Adler. Przez chwilę w pomieszczeniu zapadła głucha cisza, przerywana jedynie siorbaniem Popcorna. Wtem usłyszeliśmy kroki na schodach. W drzwiach stanęła zaspana Petterson. Adler posłał jej ciepły uśmiech, ja stałem niewzruszony, a Rudy zmierzył ją od góry do dołu wzrokiem. Dziewczyna nalała sobie wody z kranu i usiadła na blacie obok mnie. Atmosfera była dosyć gęsta, niby cisza, spokój, ale w powietrzu unosił się zapach kłótni. Rudy poruszał nerwowo nogą, wbijając wściekłe spojrzenie w Michelle. Ta z kolei uciekała wzrokiem.
-Dlaczego nam nie powiesz?-zapytał tym swoim protekcjonalnym tonem, uśmiechając się cwaniacko.
-Niby czego?-rzuciła z wyrzutem Chelle.
-Oj, nie udawaj-uniósł lekko głos Rose.
-Ale ja nie wiem, o czym Ty mówisz-zmarszczyła brwi.
-A w ciąży to, kurwa, McKagan chodzi, tak?-kpiąco wytłumaczył wokalista-Wiesz, ja też tu mieszkam i jakoś nie życzę sobie pod moim dachem małego, wrzeszczącego bachora.
-To jest też dom Duffa i jego dziecko-oburzyła się Michy.
-Słuchaj Mała- Axl wstał, podszedł do Petterson i chwycił palcami jej podbródek- Nie żebym nie lubił dzieci, choć małe to i wrzaskliwe, ale do tworzenia potrzebny jest spokój.
-No tak, bo Ty zawsze utrzymujesz ład i spokój w tym domu. Pewnie to my wszczynamy awantury, rozpieprzamy przedmioty-wygarnęła mu w twarz, a ja czułem, że to się może niedobrze skończyć.
Wokalista zaśmiał się głośno i uniósł rękę, która była wycelowana w policzek szatynki, jednak Adler zareagował i zatrzymał Rudego.
-Nie wtrącaj się-odepchnął perkusistę.
-Grozisz mi?-zapytała dość pewnie Michelle-Duffowi to się nie spodoba-prychnęła, mając nadzieję, że tym zagnie Rudego.
-Skarbie-po raz kolejny wokalista zbliżył się do dziewczyny, ich twarze dzieliły jedynie milimetry- McKagan śpi po wczorajszej imprezie, schlał się w trzy dupy... Takiego chcesz ojca dla swojego dziecka?-znał się na ludzkiej psychice, wiedział, jak obudzić w człowiekowi lęk i niepewność.
-Spierdalaj Rose-burknęła.
-Wystarczy, zostaw ją Axl- tym razem to ja postanowiłem się wtrącić i ratować dziewczynę.
-Odpieprz się Stradlin, to rozmowa pomiędzy mną i Michelle.
Osiemnastolatka próbowała opuścić kuchnię, lecz Rose złapał jej nadgarstek.
-Poza tym, wiesz, mogłaś nas łaskawie poinformować. Nie ufasz nam?
-Zostaw mnie, Rose, to sprawa moja i McKagana- starała się zbyć Rudzielca.
-Patrzcie-skierował się do mnie i Adlera- Nie ufa nam! Pozwoliliśmy Ci tu mieszkać, wiesz? Odrobina lojalności nam się chyba należy-przycisnął dziewczynę do ściany swoim ciałem i machał jej palcem przed twarzą.
-Zostaw ją, Rose- wzburzony blondyn chwycił ramię wokalisty.
-Nie!-rozległ się krzyk- Należy nam się coś za to, co dla niej zrobiliśmy-wysyczał wściekle.
-Co tu się dzieje?-w drzwiach stanął McKagan.
-Nic, tak sobie tylko rozmawiamy z Michelle- z uśmiechem na twarzy odpowiedział Axl, a potem wyszedł z domu. Dziewczyna wtuliła się w basistę.
-Nic Ci nie zrobił?-upewniał się.
-Nie, tylko krzyczał... Izzy i Steven próbowali coś zrobić, ale znasz Rosea.
W oknie mignął mi kolejny cwaniacki uśmieszek wokalisty, a zaledwie chwilę potem zniknął za zakrętem. W czasie ostrej wymiany zdań, niejednokrotnie ja i Steven próbowaliśmy odciągnąć Axla bez słów, czego w owym opisie nie zawarłem, jednak każde staranie kończyło się fiaskiem. McKagan zabrał Michelle z powrotem do pokoju, było mi jej szkoda, nie zasłużyła na to, co zrobił jej Rose. Wiedziałem jednak, że była w niej siła, którą potrafiła wykorzystać. Popcorn pokręcił jeszcze z dezaprobatą głową i z wyrzutami sumienia, opadł na krzesło. Ja wróciłem do Alice, poranny kac uciekł pod wpływem emocji, co w gruncie rzeczy było bardzo zadowalające.
_____________________________
Zapraszamy do komentowania, ponieważ momentami naprawdę nie widzimy sensu w tworzeniu, jeżeli wasza aktywność jest taka mała. Dla was to tylko kilka minut pisania komentarza, a dla nas za każdym razem wielka pomoc, wskazówka i zachęta do dalszej pracy. Wiemy doskonale, że mamy stałe grono czytelników, co nas niezmiernie cieszy, szkoda tylko że tak mało się udzielacie. Nie ma co się wstydzić, a pokazać nam, że nie piszemy dla powietrza. ;))